Poznaj przyczyny, dla których niemieckie rodziny coraz częściej rezygnują z polskich opiekunek i jakie są konsekwencje dla polskiej branży opiekuńczej.
CZYTAJ DALEJW wieku 55 lat przeszłam na zasiłek przedemerytalny. Nie mogłam odnaleźć się bez pracy. Postanowiłam zmierzyć się z nowym wyzwaniem. Zaczęłam od nauki j. niemieckiego. Przez miesiąc uczęszczałam na kurs językowy. Nauczycielka dołożyła wszelkich starań, żeby nauczyć nas czegokolwiek a ja oczywiście myślałam że na pewno sobie poradzę. Z podstawową wiedzą z niemieckiego i po szybkim kursie opieki medycznej dostałam certyfikat i od razu zlecenie jako Opiekunka.
W opisie rodziny dostałam informacje, że do opieki jest pani w wieku 67 lat o wadze 60 kg która mieszka sama na wsi . Syn jest doktorem, ale odwiedza matkę jak tylko czas pozwoli podopieczna cierpi na cukrzycę ponadto nie ma pół stopy i obecnie przebywa w szpitalu. Moje obowiązki to gotowanie, sprzątanie, chodzenie na spacery, kompanie, pomoc przy ubieraniu, pranie prasowanie itd. Do Köln dojechałam o 10 rano z dworca odebrała mnie jakaś kobieta, a miał odebrać mnie syn podopiecznej. Oczywiście pierwsze zetknięcie się z j. niemieckim w realu i na obcej ziemi troszkę mnie przeraziło. Nic nie rozumiałam co do mnie mówią. W myślach zastanawiałam się co ja tu robię.
Kobieta zawoziła mnie do pięknego domu w małej miejscowości, otaczały na piękne góry. Dostałam pokój z osobną łazienką i oczywiście dostęp do internetu. Po godzinie 17 przyszedł doktor – syn podopiecznej z pracy i powiedział że jutro przywiezie żonę ze szpitala oczywiście ja tego i tak nie zrozumiałam w translatorze tłumaczyłam sobie pytania do doktora. Próbowałam dowidzieć się kiedy pojedziemy na wieś do domu jego matki. Popatrzył na mnie ze zdziwieniem i tylko wzruszył ramionami. Po zjedzeniu obiadu okazało się, że do opieki jest jego żona. Wiek i waga zgadzała się z tymi, które przedstawiła mi agencja. Dowiedziałam się, że w tym domu nie robię nic, nie sprzątam, bo przychodzi sprzątaczka. Również jej obowiązkami jest pranie i prasowanie. Gotowaniem zajmuje się doktor. Ja miałam zajmować się tylko podopieczną z kluczem w kieszeni. Dostałam instrukcje, że nie mogę wypuszczać jej z domu, nie wychodzę na dwór, nie wpuszczam jej na piętro. Po prostu jestem przy niej 24 na dobę.
Pierwsze dni i noce dawałam radę. Następnie zastanawiam sie co jest grane dlaczego taka rozbieżność w opisie miejsca osoby choroby itd. Kiedy zaczęłam pytać pani sprzątaczki dlaczego doktor nie pozwala mi z pacjentką wyjść na spacer dowiedziałam się, że moja podopieczna jest uzależniona od alkoholu. Po prostu jest alkoholikiem. Mało tego na tle alkoholu zwariowała i była zamknięta w zakładzie psychiatrycznym.
Informacja mnie przeraziła. Zdałam sobie sprawę z tego jak poważne zadanie zostało mi powierzone i jak dużym zaufaniem zostałam obdarowana. Wiedziałam, że jak zaniedbam coś to jeszcze będę mieć problemy. Kiedy doktor wychodził do pracy to zaczynała sie wędrówka podopiecznej. Od drzwi do okna, otwierała je i krzyczała hilfe a ja stałam przy niej i nie wiedziałam co mam robić. Raz sama wołałam z nią „hilfe Renata braucht hilfe”. Na schodach była zainstalowana winda. Siadała na niej i jechała na piętro a ja po schodach próbowałam ją zatrzymać. Ciekawiło mnie po co ona chce koniecznie iść na tą górę. To co zobaczyłam zszokowało mnie. W pokoju doktora na długości całej ściany była meblościanka za szkłem a w niej sam alkohol różnego kalibru od win po koniaki.
Kiedy doktor przyszedł z pracy powiedziałam mu, że byłam z jego żoną na gorze i wzięła ona butelkę wina i tak mocno trzymała że z ledwością jej ten alkohol odebrałam. Doktor powiedział, że mam jej nie wpuszczać na górę. Jedynie może tam wchodzić w jego obecności. Następnego dnia po obiedzie w trójkę pojechaliśmy do super marketu na zakupy. Po drodze zajechaliśmy na stację benzynową zatankować paliwo. Nadmienię że doktor z żoną siedział z przodu a ja z tyłu. Kiedy doktor poszedł zapłacić podopieczna otworzyła drzwi i biegiem leciała w stronę budynku stacji, a ja w te pędy za nią. Dobrze że akurat doktor wyszedł z tego budynku i ją złapał bo ja za nią nie mogłam zdążyć nie wiem gdzie by mi uciekła.
Kiedy po zakupach przyjechaliśmy do domu, doktor nas wysadził a sam pojechał odstawić samochód a ja z moją pacjentką weszłam do budynku na klatkę schodową ona siada na windę schodową i zamiast na piętro to ona zjeżdża do piwnicy. Idę razem z nią. Pani zsiada z windy i zasuwa do jednego z pomieszczeń w piwnicy. A tam o zgrozo od góry do dołu na półkach alkohol różnego kalibru od piwa po mocne trunki. Zamurowało mnie i na nowo walka w tym czasie doktor wszedł do budynku i usłyszał jak ja z nią walczę zszedł do piwnicy i pomógł mi opanować sytuacje. Jak przyszliśmy do domu to ja przez translator zapytałam doktora dlaczego w domu gdzie jego żona ma problem z alkoholem jest tyle alkoholu i powinien ten alkohol być gdzieś wyniesiony. Doktor odpowiedział, że ten alkohol jest gromadzony od 40 lat i to są prezenty od wdzięcznych pacjentów i on nie ma możliwości zlikwidować go, a ja po to jestem żebym jej pilnowała.
Zagotowało się we mnie i tu jeszcze muszę dodać że moja dama posłała pod mój adres epitet typu Hure, ale ok. Właściwie nie ok. To jakaś porażka. Ja jako opiekunka nie mówiąca po niemiecku, nie rozumiejąca języka opiekuje się pacjentką do której powinno się dużo mówić i tłumaczyć. Minęło 10 dni. Ja wykończona psychicznie i fizycznie. A moja pacjentka dzwoni na policję, że ja tu jestem nielegalnie i ponadto uwięziłam ją w domu. Kiedy policja przyjechała ja byłam w szoku, ale w tym czasie w domu była też pani Maria sprzątaczka. Ona ogarnęła z policjantami temat ja tylko zostałam wylegitymowana.
Doktor oczywiście był wściekły a w moich oczach było tylko zmęczenie i przerażenie. Na dzień przed wigilią moja podopieczna zaatakowała mnie nożem oczywiście nie udało jej się mnie zranić, ale mój strach osiągnoł szczyt. Zadzwoniłam do firmy i opowiedziałam o zaistniałej sytuacji nadmienię, że rozmowa moja się urwała z pracownikiem firmy bo skończyły mi się pieniądze na karcie a oni wiedząc o zdarzeniu nie oddzwonili do mnie co dalej. Ostatecznie postawiłam, że pora zakończyć tą pracę. Wyjaśniłam doktorowi co i jak. Poprosiłam, żeby odwiózł mnie na dworzec. A doktor się przestraszył i poprosił o jeden dzień zwłoki. Zgodziłam się.
W tym czasie skontaktował się z moją firmą i wtedy dopiero oni do mnie zadzwonili. Oczywiście nie oni winni to doktor opisał źle sytuację itd. Mi chodziło głównie o to, dlaczego firma mnie oszukała. No cóż stwierdziłam, że ten kto zlecał mi mi tą pracę też nie umiał niemieckiego. Na następny dzień przyjechał do doktora znajomy Polak mieszkający od 30 lat w Niemczech i dopiero wszystko się wyjaśniło. Doktor pokazał mu dokumenty które zostały wysłane do firmy o stanie zdrowia pacjentki gdzie było napisane o zaburzeniach żony. Jej pobycie w zakładzie zamkniętym przez 8 miesięcy, że jest agresywna. Co ten doktor wymyślił że jak przyjedzie polka to uzdrowi jego żonę? Ja o tym nic nie wiedziałam nawet nie było wzmianki na ten temat.
Doktor poprosił mnie żebym wytrzymała do 2 stycznia bo wtedy ma przyjechać doktor psychiatra i wtedy się wszystko rozstrzygnie. On już ma wolne aż do 2 stycznia, więc mieliśmy podzielić się obowiązkami. On będzie pilnował jej w dzień, a ja w nocy. W dzień spałam i chodziłam na spacery, oczywiście nic innego w domu nie robiłam. Spokój nie trwał długo. Kolejny incydent miał miejsce w pierwszy dzień świat. Przyjechali dwaj synowie z rodzinami i oczywiście w ten sam dzień odjechali. A wieczorem kiedy już była moja zmiana to trochę byłam z moją damą w jej pokoju. Poprawiłam poduszki kołdrę i o dziwo w niej był zawinięty korkociąg do otwierania butelek. Trochę mnie to zdziwiło ale też zaostrzyło moją czujność korkociąg zabrałam, ale ona dziwnie mi kazała wyjść bo ona już będzie spała. Poszłam do swego pokoju i po chwili słyszę przez bejbi nianię dziwny butelkowo-metaliczny odgłos. Po cichutku ide do niej otwieram drzwi a ona siedzi po turecku na łóżku i trzyma butelkę wina próbuje ja otworzyć nożyczkami. Szybko zawołałam doktora żeby przyszedł a jak przyszedł znieruchomiał złapał się za głowę i pytał skąd i jak ona weszła w posiadanie tej butelki. Zapytałam doktora co by się stało jak by się napiła, odpowiedział że by umarła. Brała ona 17 tabletek 3 razy dziennie i zastrzyki na cukrzycę.
2-go stycznia przyjechał psychiatra. Oczywiście moja dama od samego rana wyszminkowana na czerwono, brwi czarne poza kontury wyciągnięte i okryta etolą z nutriii w spodniach ze skóry. Gorąco w domu, że wszyscy na krótki rękaw a moja podopieczna monstrum i nie dała sobie przetłumaczyć, że źle wygląda. Próbowaliśmy ją zachęcić do kąpieli i przebrania się. Kiedy przyjechał psychiatra nic nie mówił tylko słuchał i pisał w kajecie. Po godzinie wizyty wziął na rozmowę męża Pani. Jeszcze tego samego dnia po konsultacjach odwieźliśmy żonę do szpitala psychiatrycznego. Oczywiście pomogłam podopiecznej rozpakować się w pokoju i poszliśmy na stołówkę. Zauważyłam dużą zmianę w zachowaniu Pani. Uśmiechała się i była zadowolona jak nigdy. Stwierdziłam, że ona odnalazła swoje miejsce na ziemi. Myślałam, że podczas pożegnania będzie jakiś płacz albo lament, ale nic takiego nie było. Pożegnała się tak jak z obcym „cześć cześć” i nawet nie zwracała zbytnio uwagi kiedy wychodziliśmy. A mi nie wiem czemu zachciało się płakać. Wróciliśmy do domu i doktor zadzwonił do firmy opowiedział co i jak i uzgodnił, że zawiezie mnie na nową sztele. Spakowałam się i ruszyliśmy w drogę. Oczywiście po przyjechaniu na miejsce nic się nie zgadzało się z opisem, który usłyszałam podczas rozmowy z firmą…
Renata S.
Jedna opowiedź do wpisu “Moja pierwsza sztela. Podopieczna-alkoholiczka!”
Możliwość komentowania jest wyłączona.