Poznaj przyczyny, dla których niemieckie rodziny coraz częściej rezygnują z polskich opiekunek i jakie są konsekwencje dla polskiej branży opiekuńczej.
CZYTAJ DALEJPo wielu latach pracy jako opiekunka we Włoszech, postanowiłam spróbować pracy w Niemczech. Było mi ciężko bo 2 lata temu moja znajomość języka była żadna. Mam jednak parę kursów kwalifikujących do opieki i pierwszej pomocy oraz ponad 13 lat praktyki, praktykowałam w szpitalach włoskich i domach prywatnych. Zaskoczyło mnie ze agencje najpierw pytają o znajomość języka, od tego zależy wynagrodzenie. Jednak znalazłam ścieżki, które poprowadziły mnie do pracy bez znajomości języka. I o dziwo znalazłam dobrze płatną prace, gdzie zależało wszystko od moich umiejętności.
Na zleceniu nie sprzątałam, nie gotowałam, miałam samochód do dyspozycji. Fakt – moja podopieczna była wyjątkowo ciężkim przypadkiem. Moja praca była ciężka fizycznie i psychicznie. Przytoczyłam ten przypadek bo był to jedyny przypadek, gdzie doceniono moje umiejętności. Następne moje prace, nie były tak ciężkie, pod względem wykonawstwa. Za to rodziny podopiecznych doprowadzały mnie do obłędu. Patrzyli na mnie jak na kogoś kto przychodzi z głębokiego buszu. Gdy dzieliłam się obserwacjami dotyczącymi podopiecznej mówili, że się zgadzają jednak ignorowali moje sugestie. Po prostu nie maja do nas zaufania, albo są aż tak zadufani w sobie.
Dostałam nowa prace. Cudowna oferta! – jak skomentowała moja zmienniczka – kobieto mieszkamy jak królowe – opowiadała pełna zachwytu. Podopieczny spokojny, inteligentny – komentowała i urywała rozmowę pod pretekstem, że jest zajęta. Wyczułam, że bardzo zachłysnęła się naszymi warunkami mieszkaniowymi, nie powiedziała praktycznie nic o podopiecznym. Pomyślałam, że niema się czego bać – dziewczyna wydawała mi się szczera i szybko mówiła do mnie Eluś. Najbardziej się boje bo mój niemiecki jest jeszcze marny, chociaż jak Niemiec chce mnie słuchać to na pewno mnie zrozumie. Podróż była bardzo długa. 16 godzin w małym busie, jakoś to przeżyłam, ale najgorsze się zaczęło gdy znalazłam się w docelowej miejscowości. Agencja podała błędny numer telefonu do rodziny, usiłuje się dodzwonić do mojej zmienniczki. Niestety zero kontaktu. Razem z kierowcą buszujemy po podanej w esemesie ulicy. Pół godziny szukaliśmy i już byłam zła i chciałam wracać do kraju, gdy przy jednej bramie stała moja rozbawiona zmienniczka i podopieczny.
On przystojny starszy pan, ubrany nawet elegancko, wydawał mi się nad wyraz rozbawiony. Moja zmienniczka również była w bardzo dobrym nastroju. Przeprosiłam, że nie mowie dobrze po niemiecku i proszę by mówić wolno. Pan bardzo ożywiony wysunął propozycje rozmowy w kilku językach, miedzy innymi był włoski. Szybko przeszłam na włoski, który znam bardzo dobrze. Na pierwszy rzut oka podopieczny zrobił na mnie dobre wrażenie. Po przedstawieniu się i zamianie kilku słów Pan oddalił się żegnając szarmancko i oznajmił, że udaje się na spacerek.
Wciągając walizkę na górę, zmuszona byłam wysłuchać chaotycznych sprawozdań zmienniczki. Naprawdę nic do mnie nie docierało i nie tylko z powodu zmęczenia. Zmienniczka mówią tak bez sensu, że bardzo się wysilałam by coś z tego zrozumieć. Zionęło od niej alkoholem. Gdy się zorientowała, że poczułam alkohol wytłumaczyła, że z dziadkiem wypiła trochę wina bezalkoholowego.
Nie wypoczęłam nic. Nie zrozumiałam jakie są moje obowiązki, bo ona biegała jak nakręcona i się pakowała. Miała mi rano przekazać obowiązki, ale niestety okazało się, że wyjeżdża o 4 rano. Agencja przekazała mi wcześniej, że Pan ma demencje, ale funkcjonuje dobrze. Wrzucono mnie na głęboka wodę, gdyż po paru dniach okazało się, że Pan jest alkoholikiem i do tego agresywnym. Nikomu nie przyszło do głowy powiedzieć mi z kim mam do czynienia. Codziennie ubrania są rozrzucone przez podopiecznego na podłodze, gazety również. Nawet te elegancko wyprasowane wyciągnięte z szafy koszule. Parę razy popłakałam się. Muszę mieć wiele cierpliwości i dużo uwagi. Czy nie dostane czasem w głowę znienacka. Muszę robić z siebie małpę i stosować system nagród i komplementów by udawać, że jesteśmy w dobrej komitywie. Całe szczęście, że nie mieszkam z nim w jednym mieszkaniu, ponieważ do obowiązkowych leków zapijanych winem podopieczny dokupuje leki wspomagające potencje.
Nigdy nie wiadomo o której wstanie, dokąd idzie i kiedy wróci. A na wspólnych spacerach oddala się i znika. Ludzie mówią o nim wariat… Rzeczywiście kilka razy widziałam jego agresje w stosunku do innych ludzi. 14-sty rok mojej pracy wzbogacił się o jeszcze jedno doświadczenie. Mimo, iż bywają momenty spokojne ja jestem wykończona psychicznie. Nigdy nie wiem co mnie czeka jutro… Co prawda rankiem wita mnie milutko „buongiorno signora”, grzecznie dziękuje za obiad ponieważ smakuje mu moje gotowanie.
Ela