Poznaj przyczyny, dla których niemieckie rodziny coraz częściej rezygnują z polskich opiekunek i jakie są konsekwencje dla polskiej branży opiekuńczej.
CZYTAJ DALEJZnalazłam sposób na udane święta. Mam trójkę dzieci, które mają już swoje rodziny. Każda z córek stara się co roku, aby spędzić ze mną święta. Syn ma do tego „nowoczesne” podejście i razem z żoną mieszkają w Niemczech, więc nie zawsze chce im się przyjeżdżać do kraju. Uważa, że tam nie musi martwić się o bałagan i sztuczną atmosferę.
Wielkanoc nigdy w naszej rodzinie nie była obchodzona w bardzo szczególny sposób. Oczywiście śniadanie było pielęgnowane, ale kiedy dzieci wyrosły i nie było komu chodzić z koszyczkiem te dni, nie były dla nas bardzo szczególe.
Sąsiadka zapytała mnie wiedząc, jakie mam podejście do tematu czy nie chciałabym pojechać za nią na 2 tygodnie do pracy, bo od kilku lat nie spędzała Wielkanocy z rodziną. Język znałam, bo zawsze duży nacisk kładłam na naukę u moich dzieci. Żona syna jest Niemką, więc kontakt z językiem mam w miarę często. Doszłam do wniosku, że warto spróbować.
Wzięłam w pracy urlop i wyjechałam. Bardzo miło wspominam ten pierwszy wyjazd. Podopieczna była bardzo ciepłą osobą i cudownie nam się rozmawiało. Była to bardzo doświadczona życiowo kobieta. Ten pierwszy raz sprawił, że zaczęłam być tzw. skoczkiem. Postanowiłam, że pójdę na emeryturę pomostową i będę wyjeżdżała za granicę jako opiekunka. Przynajmniej na stare lata zobaczę nowe miejsca w Europie. W końcu nie do samych Niemiec trzeba jeździć.
Nie ma co oceniać ludzi. Z córkami i wnukami celebrujemy wspólnie spędzony czas niezależnie czy są święta czy nie. A dzięki zarobionym pieniądzom poszłam na prawo jazdy i kupiłam swój pierwszy samochód.
Ania