Poznaj przyczyny, dla których niemieckie rodziny coraz częściej rezygnują z polskich opiekunek i jakie są konsekwencje dla polskiej branży opiekuńczej.
CZYTAJ DALEJNie wiem czy ta historia będzie ciekawa, ale dla mnie była bardzo stresująca. Mam nadzieję, że wysyłając ją do Was pomogę uniknąć takich sytuacji innym koleżanką. Historia miała miejsce dwa lata temu (to ważne, bo Wigilia była wtedy w niedziele).
Wiecie jak to jest kiedy wracasz do domu po 3 miesiącach w Niemczech. Odliczasz te ostatnie dni, a one ciągną się niesłychanie długo. Do domu miałam wrócić dzień przed wigilią. Późnym wieczorem mąż miał mnie odebrać z dworca i w święta mieli do nas przyjechać Syn z Synową. Tamte święta miały być wyjątkowe, bo dopiero co Synowa dowiedziała się, że jest w ciąży. Troszkę nie wierzyłam, że będę tak młodą babcią, ale najważniejsze, że na wiosnę będę mogła wziąć w ręce ukochanego wnuka albo wnuczkę.
Mąż dostał listę zakupów do zrobienia. Miałam pół dnia żeby przygotować wieczerzę Wigilijną. Inaczej nie dało rady tego zorganizować. A mąż w kuchni … wolałam zrobić to dobrze, po swojemu. Wszystko miałam zaplanowane co do godziny. ha! Nawet zrobiłam sobie listę o której co muszę włożyć do piekarnika, żeby zdążyć do 18:00.
W piątek czekałam spakowana na zmienniczkę. Już nie chciałam zostawiać niczego na sobotę. Wstawiłam pranie, poprasowałam zaległości. Znasz ten stan, kiedy nie potrafisz usiedzieć w miejscu i wymyślasz sobie robotę? Tak właśnie wyglądał mój piątek. Po 16:00 dostaje telefon od zmienniczki, że mają awarie busa i stoją na stacji. Nie wiadomo na którą dojedzie. Przygotowałam Omę do spania. Porobiłam jeszcze porządek w szafkach w kuchni. Miałam nadzieję, że przez noc koleżanka dotrze do domu. Tyle ile zrobiłam rzeczy w domu to chyba przez cały miesiąc bym nie dała rady.
Obudziło mnie dzwonienie do drzwi. Okazało się, że zmiennika zadzwoniła po syna Omy, żeby ją zabrał ze stacji bo bus nie chciał odpalić a było to niecałą godzinę od domu. Na szczęście rodzinka była super i co jak co nie można było o nich złego słowa powiedzieć. Wymarznięta koleżankę poczęstowałam herbatą i poszłam szykować się do spania. Stres i emocje jednak nie pozwalały mi zasnąć. No to sobie posiedziałyśmy razem. Ona zestresowana pierwszym dniem, a powrotem i podróżą. Tośmy się dobrały.
Rano miałam mieć busa o 5:00 z dworca. W sumie nie mogę powiedzieć, że spałam. Bardziej zdrzemnęłam się i uznałam, że to lepiej bo będę spała w busie. Pożegnałam się z domownikami i ruszyłam na busa. Jak tak sobie szłam pojawiła mi sie myśl „czy ja nie mam wracać tym zepsutym busem?”. Wiedziałam, że nasza firma przeważnie wysyła wszystkim tą samą firmą. Ale nigdy nie było żadnego problemu. No ale, chyba sobie to wykrakałam. Może nie w 100%… bo miałam wracać busem… tylko on dalej nie działał.
Zwykle jestem bardzo opanowaną osobą. Zwykle … ale nie przed świętami. Jak bus nie przyjeżdżał już ponad półgodziny zadzwoniłam do firmy. Sobota – oczywiście nikt nie odbiera. Znalazłam numer do przewoźnika. No i potwierdziły się moje obawy. Bus jest zepsuty, wyjechał zastępczy z Polski, ale będzie dopiero za około 6 godzin zbierał ludzi.
No i zamarłam. Zadzwoniłam do syna. Mówię mu jaka jest sytuacja i, że nie interesuje mnie czym i jak, ale ja dzisiaj wieczorem muszę być na miejscu bo muszę nam przygotować Wigilie! Posprawdzał na internecie jakieś różne połączenia. Ilość połączeń z Kolonii do Katowic jest na prawdę duża. Busy, samoloty, autokary … jest w czym wybierać. Ale nie wiem czy to los się na mnie uwziął czy o co chodzi. Jak już był wyjazd w sobotę, to nie było wolnych miejsc.
Trudno. Ja muszę być dzisiaj wieczorem w domu. Najbliższy autokar jechał do Drezna. Stwierdziłam, że warto wrócić do motta z młodości i autostopowych czasów – byle do przodu. Drezno jest bliżej Polski więc tam powinno być mi lepiej coś znaleźć. Pamiętam dokładnie jak duży stres czułam wsiadając do tego autokaru. W między czasie dzwonili do mnie z firmy poinformować o tym, że bus nie przyjedzie dzisiaj w ogóle, bo ten drugi też się zepsuł. Współczuje wszystkim, którzy mieli taki stres jak ja przez przewoźnika. Pani z firmy powiedziała, że oddadzą mi koszta przejazdu mam zbierać bilety. Chociaż tyle dobrze.
Pamiętasz jak mówiłam o tym, że wyśpię się w busie? Kiedy popołudniu byłam w Dreźnie i spojrzałam na swoje odbicie … wyglądałam jak bardzo, ale to bardzo zmęczona osoba. Kolejny telefon do syna. Mówię, ze pieniądze nie grają roli, bo firma odda. Poszukał i znalazł z Drezna do Wrocławia. No to jedziemy dalej. Na miejsce dojechałam troszkę po 23:00. Oczywiście nie zdrzemnęłam się ani chwili. Syn zadzwonił, że zarezerwował mi hotel żebym się przespała bo nie mam busa już do Katowic żadnego. Mimo psychicznego buntu, mój organizm uznał to za dobry pomysł. W końcu przede mną cały dzień szykowania do Wigilii. Znalazłam hotel i poszłam spać, ale nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Chyba tylko wystarczyło mi się położyć i to był moment.
Rano jak tylko zadzwonił budzik poszłam na pociąg do Katowic. Potem już tylko autobusem do domu. O jaka byłam szczęśliwa, zmęczona, zdenerwowana równocześnie! Takie historie już chyba nie są na moje lata. Najpiękniejsze jest to, że w kuchni był mój Syn i Synowa, którzy już zaczęli przygotowywać jedzenie. Oj… poczułam, że w sumie to od wczoraj nic nie jadłam bo miałam tak ściśnięty żołądek.
To były najpiękniejsze święta w moim życiu. Wspólnie stwierdziliśmy, że nie ważne to co na stole, a to co w sercach. A Najważniejsze jest to że udało nam się być razem. Nawet nie wiedziałam, że moja Synowa tak dobrze sobie radzi w kuchni! Była dla mnie bardzo dużym wsparciem. Ha! Nawet usłyszałam od mojego Syna, że mu zaimponowałam. Nie wiedział, że w młodości jeździłam na Mazury autostopem i nie tylko. Pięknie nam upłynęły te święta.
Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale mam nadzieję, że każda z Was wyciągnie z tej historii coś dla siebie. Czasami nie warto stać w miejscu. Lepiej wybrać opcje „byle do przodu”. Wesołych Świąt życzę wszystkim koleżankom!