Poznaj przyczyny, dla których niemieckie rodziny coraz częściej rezygnują z polskich opiekunek i jakie są konsekwencje dla polskiej branży opiekuńczej.
CZYTAJ DALEJWyjeżdżałam do opieki już od 3 lat. Pierwsze zlecenie na które trafiłam było super. Niestety dziadek zmarł i miałam być wysłana na inną ofertę. Agencja przedstawiała mi różne propozycje, ale jakoś nie czułam tego. Nie wyobrażałam sobie pobytu u innej osoby. Tak długo się zastanawiałam, że obudziłam się z tzw. ręką w nocniku. Na już potrzebowałam pieniędzy. Zauważyłam, że dużo osób na grupach chwali się, że zarabia więcej jeżdżąc prywatnie. Pomyślałam, że skoro agencja nie potrafi znaleźć oferty dla mnie może powinna spróbować wyjazdu prywatnie.
Nie wiedziałam, że najbliższe 2 miesiące upłyną mi pod hasłem „do trzech razy sztuka”. Na facebooku odezwała się do mnie dziewczyna z propozycją zastępstwa za nią. Wszystko wyglądało ok, a ja też nie miałam już za dużo czasu, żeby się zastanawiać. Miałam przyjechać na 3 tygodnie do Menden.
Po 10 godzinach w busie dotarłam do Dortmundu i przed wieczorem byłam na dworcu czekając, aż odbierze mnie rodzina podopiecznej. Dzwoniłam do zmienniczki, ale telefon milczał. Nie wierzyłam we własną głupotę, bo nawet nie poprosiłam o dokładny adres domu. Pomyślałam, że wpadłam w niezłe bagno. Nie miałam dużo oszczędności, bo wysłałam zmienniczce pieniądze na bilet. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to nie „zasada zamiany”. Wmówiła mi, że zmienniczka przed przyjazdem ma wysłać pieniądze tej drugiej na bilet do polski i niemiec. A ja we wszystko wierzyłam.
Nie wiedziałam do robić, napisałam na internecie, że jestem na dworcu i czy ktoś może mi pomóc. Zdążyłam na autobus do Dortmundu i spałam u jednej z Nas w domu jej podopiecznego. Zostałam po cichu przemycona do pokoju, bo było już późno i nie było czasu pytać o zgodę. Na drugi dzień miałam już nową pracę pod Dortmundem. Odezwała się w dyskusji jedna osoba, która chciała zmienić rodzinę.
Po dojechaniu na miejsce i przekazaniu obowiązków usłyszałam tylko „powodzenia, może Ty dasz radę”. Nie skojarzyłam faktów. Dopiero wieczorem przypomniałam sobie słowa zmienniczki. Podopieczna całą noc krzyczała, jęczała i próbowała uciekać z domu. Nie zmrużyłam oka nawet na chwile. W ciągu dnia było lepiej, ale noce sprawiały, że 3 dnia zasłabłam ze zmęczenia. Przez ten czas spałam może łącznie z 3 godziny. Wciąż wierzyłam, że sytuacja się poprawi, kiedy babcia mi zaufa. Mijały kolejne dni a było tylko coraz gorzej.
Niespodziewanie, któregoś dnia zadzwoniła do mnie moja agencja z ofertą w Düsseldorfie. Nie przyznałam się, że jestem na innej ofercie. Wysłuchałam propozycji i wiecie co … może i mnie za to skrytykujecie, ale wróciłam do nich i przyjęłam ofertę. Żeby pracować prywatnie chyba trzeba być robotem. Mam wrażenie, że te oferty to miny, których nie przyjmują firmy. I co z tego, że zarobisz więcej, jak mogą Cię oszukać.
Do 3 razy sztuka i wybrałam właśnie tę 3 opcje. Może teraz coś się zmieniło w kwestii prywatnej pracy. W tym roku mija 2 rocznica od opisanej historii. Ja poznałam nową rodzinę, która traktuje mnie jak swojego członka. Czasami czuje się tutaj bardziej kochana niż przez całe swoje wcześniejsze życie. Jasne, zarabiam mniej, ale satysfakcje z pracy mam o wiele większą.
Barbara