Poznaj przyczyny, dla których niemieckie rodziny coraz częściej rezygnują z polskich opiekunek i jakie są konsekwencje dla polskiej branży opiekuńczej.
CZYTAJ DALEJW życiu nigdy nie miałam łatwo. Wychowałam się w rodzinie, którą kwalifikowano jako patologiczną. Rodzice zajęci byli bardziej piciem niż mną i siostrą. Mimo, że różnica między nami to 4 lata ja praktycznie od początku wychowywałam Kasie. Ale jakoś się żyło. Nikt nie pokazał nam, że może być inaczej. Kiedy miałam 17 lat umarł tata. Na jeden dzień byliśmy „normalni” nawet mama nie piła. Kasia dumnie zajęła miejsce ojca. Mama z ochotą pozwalała jej zostawać w domu, w końcu miała kompana do butelki. Ich sielanka też nie trwała długo, bo Kasia trafiła do poprawczaka za złe zachowanie i wagary. Zostałam więc ja i mama, która zaczęła podupadać na zdrowiu. Nie zdałam matury, bo musiałam się opiekować mamą. W końcu była totalnie niesamodzielna, dbałam o nią najlepiej jak potrafiłam. Nigdy nie usłyszałam „dziękuję”.
Po jej śmierci miałam nadzieje, że zmienię swoje życie. Zaczęłam szukać pracy, ale nikt nie chciał dziewczyny bez doświadczenia i wykształcenia. Dorabiałam sobie na czarno pracując po 12-14 godzin w gastronomii. Nie miałam już siły. Chciałam iść do szkoły policealnej, tylko nie miałam kiedy. Któregoś dnia w urzędzie pracy zauważyłam ulotkę z obiecującym hasłem „wyjedź do Niemiec i zmień swoje życie”. Zignorowałam ją.
Parę lat po śmierci mamy odezwała się firma windykacyjna. Okazało się, że w spadku otrzymałam 11 tys długu. Czy człowiek może bardziej dostać w kość? Przypomniałam sobie o obiecującej lepsze życie ulotce. Poszukałam w internecie i znalazłam „Praca dla Opiekunek”. Zadzwoniłam do firmy i ku mojemu zdziwieniu okazało się, że opieka nad mamą liczy mi się do doświadczenia, a podstawy niemieckiego, którego uczyłam się w szkole oceniono jako dobrą znajomość języka. Postawiłam wszystko na jedną kartę. Kolejny zawód przyszedł w momencie kiedy okazało się, że nikt nie chce młodej opiekunki. Miałam 23 lata a przeważnie wyjeżdżały panie po 50-siątce. Trudno, kolejny raz życie pokazało mi, że nic nie mogę osiągnąć. I nagle telefon. 3 tygodnie czekania na kontakt i okazało się, że wyjeżdżam do pracy na 2 miesiące do Hagen.
Moja podopieczna była po operacji biodra. Mieszkała na parterze domu, piętro zamieszkiwała jej córka z rodziną. Byłam przerażona, bo przeszkolenie, które miałam w agencji zamiast mi pomóc uświadomiło mnie jak mało potrafię. Jednak w głowie powtarzałam sobie, że całe życie dawałam sobie radę i teraz też muszę. Busik podwiózł mnie pod same drzwi domu. Przywitała mnie córka podopiecznej Inga. Pomogła mi wnieść bagaże i przedstawiła reszcie rodziny, która czekała razem z babcią w środku. To wszystko było jak na filmie. Wszyscy byli bardzo mili, przytulali mnie jakbym była ich dawno nie widzianą rodziną. Przeprosiłam wszystkich mówiąc, że jestem zmęczona i chciałabym położyć się spać. Tak na prawdę, nie umiałam już powstrzymywać łez. Nikt nigdy nie okazał mi, aż takiego zaufania i ciepła. Kiedy weszłam do pokoju od razu się popłakałam.
Pierwszy dzień pracy był równie dziwny. Babcia opowiadała mi o swoim życiu i rodzinie, oglądałyśmy telewizje – czułam się tak, jakbym w końcu miała normalną rodzinę. Kiedy chciałam przygotowywać obiad z pracy wróciła Inga, która powiedziała, że zjemy dzisiaj wspólnie. Troszkę czytałam o tym, że Opiekunki gotowały dla rodziny więc mnie to nie zdziwiło. Okazało się, że Inga obiad ma u siebie i trzeba go tylko znieść, a gotowała chyba całą noc, bo stół aż uginał się od jedzenia. – Chcemy Ci pokazać jak wygląda Niemiecka kuchnia – śmiała się widząc moje zmieszanie spowodowane zbyt dużym wyborem dań.
Rodzina codziennie mnie czymś zaskakiwała. Babcia wracała do zdrowia i wiedziałam, że niedługo będę musiała wracać do Polski. Któregoś dnia Inga zaproponowała mi, żebym wzięła jej auto i pojechała pozwiedzać okolice. A ona zostanie z mamą. – Ale ja nie mam prawo jazdy – odpowiedziałam niepewnie. Zadzwoniła gdzieś, i poinformowała mnie, że mam już kierowce. Zdziwiłam się, ale ucieszył mnie ten pomysł. Po niecałej godzinie okazało się, że Inga zadzwoniła po swojego znajomego Felixa. Był on parę lat starszy i miał zostać moim przewodnikiem. Pojechaliśmy do Dortmundu. To był kolejny cudowny dzień. Denerwowała mnie troszkę bariera językowa, bo nie mogłam opowiedzieć Felixowi wszystkiego co chciałam. Kolejny raz czułam się jak w filmie.
Inga zapytała mnie czy nie chciałabym z nimi zostać na kolejne 2 miesiące. Zgodziłam się bez zastanowienia. Nie wyobrażałam sobie powrotu do Polski. Żyło mi się tutaj cudownie. I tak mijały nam dni, podczas których czułam się jakbym była na wakacjach i jeszcze dostawałam za to pieniądze. Spłaciłam kredyt po rodzicach. Tylko ciągle w głowie miałam myśl, że ta sielanka kiedyś się skończy. Zaprzyjaźniłam się z Felixem i często opowiadałam mu o moich obawach i tym, jak bardzo nie chce wrócić do Polski. – Znajdź pracę w Niemczech i tutaj zostań – zaproponował. Nigdy o tym nie myślałam. Przecież nie dam sobie rady w obcym kraju. Długo o tym myślałam i postanowiłam porozmawiać o tym z Ingą. Okazało się, że bez problemu mogę u nich zostać do momentu kiedy znajdę coś na stałe. Zwłaszcza, że babcia była już prawie całkowicie samodzielna.
Dzięki doświadczeniu w opiece Felix bez problemu załatwił mi pracę Altersheimie. Praca była ciężka, ale dałam radę równocześnie robić kurs Kinderbetreuung. Zawsze chciałam pracować z dziećmi. Z czasem okazało się, że Felix stał się kimś więcej niż przyjacielem. Ale o tym mogę napisać kolejną historie. Finałem mojego wyjazdu jest to, że mam teraz wymarzonego męża, pracę i rodzinę o której zawsze marzyłam. Próbowałam też do Niemiec ściągnąć Kasię, jednak ona wybrała butelkę. Cóż, całego świata nie zmienię. Ważne, że udało mi się zmienić moje życie. Ulotka nie kłamała.
Magda S.