Poznaj przyczyny, dla których niemieckie rodziny coraz częściej rezygnują z polskich opiekunek i jakie są konsekwencje dla polskiej branży opiekuńczej.
CZYTAJ DALEJWróciłam do Polski w 3 tygodnie temu. Sanepid uznał, że mogę już zakończyć kwarantanne. Kiedy pojawiłam się w domu sama zorganizowałam zakaz wychodzenia dla męża – on też uznał, że to ma sens bo skoro ja miałabym być nosicielem to on też momentalnie nim jest. Córka przynosiła nam zakupy – zostawiała je pod drzwiami i od razu brała worek ze śmieciami – w rękawiczkach jednorazowych i używanych jednorazowo. Śmieci w łapę i na śmietnik. Razem z rękawiczkami. Może jest nam łatwiej, bo ona też jest medykiem i zawsze u niej był zapas rękawiczek.
Przez te 2 tygodnie nie wychodziliśmy nigdzie. Wietrzyłam mieszkanie i to musiało nam wystarczyć. Córka pracuje przy szpitalu w którym był przypadek śmiertelny. I może się wydawać, że nas to nie dotyczy. Umieralność jest niska. Ludzie umierali zawsze więc to też nic nowego. Tylko pomyśl o tym, że te 100 osób dziennie w Polsce mogłoby żyć. Oni nie mieli powodu, żeby umierać. I gadanie o chorobach współistniejących – człowieku przecież każdy jest na coś chory i żyje.
Kwarantanna nam się skończyła jesteśmy wolnymi ludźmi. Marzy mi się wyjście na działkę i pokopanie w ziemi. Jednak jak to mądrze córka zauważyła „Ty sobie pokopiesz, a 3 osoby, które spotkasz mogą zakopać”. I siedzę na tych przysłowiowych 4 literach. Porobiłam porządki w mieszkaniu już na te i chyba 3 następne święta. Mąż w końcu naprawił drzwi w szafce i zaczął robić karmik dla ptaków. Jak to wszystko się skończy powiedział, że z wnukiem pójdzie zawiesić go w lesie. Jako symbol wolności. Można będzie żyć gdzie się chce – jak ptaki.
Tak, jestem babcią. Ale wnuka nie widziałam od mojego wyjazdu do Niemiec. Po powrocie uznałyśmy, że nie będzie odwiedzin. Kamil może oglądać mnie przez kamerkę. Do końca nie rozumie co się dzieje bo ma 4 latka. Córka z racji pracy wygoniła zięcia z synem do teściów. Mieszkają w domku z ogródkiem więc wnusio ma się gdzie wyszaleć. Ona nie chce ryzykować zarażeniem.
Ważne jest też to jak pracują medycy. Sprzęt biorą albo ze swoich zapasów, albo dostają od ludzi nie od państwa. Medycy nie mają co liczyć na pomoc, a jeszcze wiele osób próbuje robić z karetek taksówki. Nie dzwonią osoby na sanepid tylko na numer alarmowy i nie wiadomo czy wezwanie na które córka jedzie to zwykłe wezwanie czy ktoś zarażony. Bo też jak to rozpoznać jak czasami objawy są inne albo całkowicie jest ich brak? Z szacunku do pracy tych wszystkich ludzi dbających o nasze życie – siedź w domu. Poproś kogoś młodszego o pomoc i nie morduj! Bo kiedy ktoś umrze kogo zaraziłaś to nie będzie przypadek, a Twoja wina. Umiałabyś żyć z takim poczuciem? Ja nie!
I trzeba mówić tutaj dosadnie. U nas też w mieście ludzie robili sobie żarty, bo przecież śmiertelność mała i to wszystko to bzdety. Ja przez córkę wiem jak wygląda to od środka, ale też jeden człowiek – jeden przypadek śmiertelny wystarczył, żeby całe miasto zaczęło wirusa traktować normalnie. Ale czy na prawdę ktoś musi umrzeć? Zastanów się nad tym.
Gabi.
A co to za patologiczny komentarz… pani Anno?